środa, 16 maja 2012

ZAWIESZAM !

Heeeyyyo ! ;)

Nie wiem czy Wam się to spodoba, ale muszę zawiesić bloga :(
Pewnie się domyślacie, że zawsze marzyłam o wydaniu książki. Tak więc znalazłam wydawnictwo, które może mi pomóc w spełnieniu moich marzeń. Muszę się tylko bardzo postarać. Do wakacji zostało mało czasu, a ja muszę to szybko skończyć, aby moja nauczycielka od j.polskiego mi to sprawdziła :) Cieszę się, że chociaż ta pani mnie wspiera :) Hehe ^^ Mam nadzieję, że mi się uda, a jeśli tak, to liczę, że poświęcicie to kilka złotych i kupicie coś co stworzyłam ;)
Wszelkie informacje będę publikowała na moim twitterze :) :
@carolcieeekkk

Jeśli chcecie być na bieżąco to zapraszam ;) Będę tam ciągle pisać, jak mi idzie i będę pisała tam wtedy kiedy będę czekać na odpowiedź od wydawnictwa :)
Trzymajcie mocno kciuki ! <33

Lova Ya ! <3 ;**

Do zobaczenia ^^

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 5

     Kolejnego dnia była środa. Mama powiedziała, że nie będę się uczyła w szkole, tylko załatwi mi domowego nauczyciela. Miała rację. Za dużo się wydarzyło w tamtej szkole, żebym miała do niej wrócić. Nie wiedziałam jednak, kiedy zacznę ponowną naukę, ponieważ nie tak łatwo było znaleźć jakiegoś nauczyciela.
     Siedziałam na łóżku z laptopem w piżamie. Gdy wybiła 14 postanowiłam iść się ogarnąć. Wzięłam z szafy moje czarne, śliskie leginsy i tunikę z długim rękawem tego samego koloru ze złotym napisem ,,I want to break free". Sama nie wiem czemu, ale zaczęłam ubierać się w ciemne kolory. W nich czułam się cichsza i mniej zauważalna, a taka właśnie chciałam być.
     Cały dzień jakoś zleciał, tak jak czwartek, piątek i sobota. Nadeszła niedziela. Rano wstałam do kościoła jak to ja. Było bardzo ciepło, ale mimo wszystko ubrałam długie spodnie, luźną koszulkę z krótkim rękawkiem i czarną bluzę. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz od razu zaczęłam pocić się jak świnia, ale nie mogłam pokazać moich blizn. Przez to wszystko zaczęłam czesać włosy tak, aby zakrywały mi większość twarzy. Mama uważała, że przez to psuję sobie wzrok, no ale cóż...
     Gdy byłam pod kościołem msza się już zaczęła. Szybko stanęłam na trawie obok drzwi. Zobaczyłam, że ludzie zaczęli się na mnie gapić i szeptać coś między sobą. Wiedziałam o co chodzi... Spuściłam głowę i starałam się nie płakać, ale łzy same cisnęły się do oczu. Postałam jeszcze kilkanaście minut i postanowiłam wrócić do domu, bo czułam, że zaraz zrobię coś głupiego i wydrę się na tych ludzi, czego nie chciałam.  Szybkim krokiem pognałam w stronę wyjścia z posiadłości kościoła. Zaczęłam iść przez park. Moje oczy były załzawione. Miałam dosyć tego, że ludzie się teraz tak na mnie gapią... Co chciałam zrobić ? Na pewno nie zabić się. To by było już bez sensu...
     Doszłam do domu. Mama i babcia były w kuchni, a dziadek siedział i rozmawiał z jakimś mężczyzną w salonie. Od razu poszłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę.
- Chodź na obia... - do pokoju weszła mama. Gdy zobaczyła, że płaczę od razu zapytała co się stało.
- Gdy poszłam do kościoła wszyscy się na mnie gapili i mnie obgadywali... Ja nie chcę tak żyć ! - płakałam. Mama nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiedziała, że nie jest mi łatwo.
- Odpocznij trochę - powiedziała i cichutko wyszła z pokoju zamykając drzwi. Po chwili wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież i wróciłam na łóżko. Usiadłam opierając się o ścianę i podkulając nogi. Patrzyłam na piękną zieleń, która widniała za oknem. Taka wspaniała pogoda, a ja miałam taki zły humor.
     W  pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju. Nie musiałam nic mówić, bo po chwili wszedł przez nie Adrian. Byłam zdziwiona tym, że go widzę.
- Adrian ?  - spytałam nadal lekko szlochając.
- Cześć. Dawno nie rozmawialiśmy.
- Tiaa... Czego chcesz ? - powiedziałam lekceważąco. Byłam na niego zła, za to, że udawał przyjaciela, a nawet nie przyszedł do mnie, gdy byłam w szpitalu już przytomna.
- To tak się witasz ?
- Czego chcesz ?
- Przyszedłem cię odwiedzić, ponieważ się o ciebie martwię, Daga.
- Teraz cię zebrało na martwienie się o mnie ?
- Eh... Ty  nie rozumiesz... Bo ty... Eh... Bardzo wiele dla mnie znaczysz.
- Dlaczego... ? - rozpłakałam się. Chłopak wysłał mi pytające spojrzenie. - Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś ?
- Bałem się...
- Czego ?
- Odrzucenia...
- Odrzucenia ? Proszę cię... Gdybyś powiedział mi, że coś dla ciebie znaczę, w ogóle nie doszło by do mojej próby samobójczej. Bo wtedy wiedziałabym, że jestem dla kogoś ważna... Wtedy wiedziałabym, że jesteś moim przyjacielem.
- Ale... Mi chodzi o coś więcej...
- Co masz na myśli ?
- Kocham cię... - gdy to powiedział poczułam motyle w brzuchu. Wewnątrz siebie skakałam z radości, lecz nagle coś mnie zatrzymało...
- Ja..Ja nie mogę.
- Co ?
- Bądźmy tylko przyjaciółmi... Nie chcę, żebyś miał dziewczynę chorą psychicznie - powiedziałam to trochę na żarty, lecz na prawdę nie mogłam z nim być.
- Nie jesteś chora psychicznie.
- Wiem.
- To czemu nie chcesz ze mną być ?
- Bo nie...
- No tak... Najlepsza odpowiedź na świecie.
- Nie będę z tobą bo... no po prostu nie. Nie wiem czemu, ale coś mnie powstrzymuje. Wszystko wewnąrz mnie mówi mi, że to nie jest to... - chłopak posmutniał. Pomyślał nad czymś chwilę i powiedział :
- Wiesz, co... Masz rację - uśmiechnął się - Przyjaciele... Nic więcej - widziałam, że ma zaszklone oczy, ale nadal się uśmiechał. Po chwili bez słowa wyszedł z mojego pokoju... Jakoś tak dzięki niemu zapomniałam o moich zmartwieniach. Podniosłam się z łóżka i poszłam do salonu. Siedziała tam babcia, dziadek, mama i jakiś koleś... Podeszłam do stołu. Spojrzałam na mężczyznę i się przywitałam. Nie miałam pojęcia kim jest, ani co u nas robi.
- Dagmara... To jest Krystian... Mój nowy partner - przedstawiła go mama, a on wyciągnął rękę. Nie mogłam uwierzyć, że znalazła sobie nowego ! To był ogromny szok dla mnie. Patrzyłam chwilę na jego dłoń. Moja cała rodzinka i Krystian patrzyli na mnie z myślą ' ciekawe co teraz zrobi '... Nie, nie chciałam go uderzyć, zwyzywać ani zadźgać nożem... Eh... skąd w ogóle w moich myślach tyle noży ?!
- Miło mi - podałam mu rękę, którą lekko uścisnął.
- Usiądź z nami, bo oni mają dla ciebie małą propozycję - uśmiechnął się dziadek. Posadziłam swoje zacne pośladki na krześle i wsłuchałam się w to co mają do powiedzenia.
- Krystian ma duży dom w Stanford w Kalifornii i tak myśleliśmy, żeby się tam przeprowadzić. Miała byś tam normalne życie, bo nikt by nie wiedział, o tym co się wydarzyło - odparła mama. Nie chciałam stracić Mileny, bo była ona dla mnie bardzo, ale to bardzo ważna. Wiedziałam jednak, że nie będę mogła normalnie żyć, jeśli się nie wyprowadzę.
- No dobra... Ale co z moim angielskim i bieżmowaniem ? - zapytałam.
- Dzwoniłam do księdza i powiedział, że udzieli ci bieżmowania wcześniej i na osobności, bo rozumie co przeżywasz i w jakiej jesteś sytuacji - gdy to usłyszałam, od razu się uśmiechnęłam. Wcześniejsze bieżmowanie ? Ale czad !

     Przez cały kolejny tydzień przygotowywałam się do wyjazdu. We wtorek miałam bieżmowanie, w środę poszłam z mamą i Krystianem, aby zmieniono mi imię i nazwisko. Nie chciałam, mieć nic wspólnego z tym co działo się wcześniej. Od tamtej pory nazywałam się Rocky Jons. Wsystkie inne dni spędziłam z Mileną. Musiałam się z nią pożądnie pożegnać. Mieliśmy wyjeżdżać w sobotę wieczorem, dlatego po południu poszłam do fryzjera, aby zmienić swój wygląd. Moje bardzo długie włosy ścięłam za ramiona, zrobiłam sobie grzywkę na prosto, aby trochę zakrywała lekko widoczne blizny na twarzy. Na koniec moje włosy zostały przefarbowane z blond na ciemne bordo. Byłam nie do poznania.
     Gdy byłam pod domem zorientowałam się, że zapomniałam kluczy. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i otworzył mi dziadek.
- Dzień dobry... W czym mogę pomóc ? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać.
- Dziadku, to ja - powiedziałam ze śmiechem. Dziadek zsunął z nosa okulary i dokładnie mi się przyjżał.
- Dagmara ? - zapytał.
- Nie... Rocky Jons jestem - uśmiechnęłam się.
     Całe popołudnie spędziłam z babcią i dziadkiem. Widziałam, że było im bardzo smutno z tego powodu, że znów zamieszkają sami. Ja też nie chciałam od nich jechać, ponieważ świetnie się u nich mieszkało.
     Wieczorem babcia i dziadek zawieźli nas na lotnisko. Obciążeni bagażami zaczęliśmy się żegnać. Gdy od nich odchodziłam zaczęłam płakać. Wiedziałam, że cholernie będę tęsknić. Na pożegnanie wręczyli mi jeszcze łańcuszek serduszko na którym pisało 'Stay Strong'. Ciekawe słowa...
     Gdy tylko wystartowaliśmy pomyślałam sobie :
- Teraz zaczynam nowe życie, jako nowa osoba. Jestem Rocky Jons, nie Dagmara Ryczkowska, która chciała się zabić...




Jest 5 ! ;)
Dziękuję za poprzednie 6 komentarzy ^^
Wiecie jak się ucieszyłam ? To dużo komentów jak na mnie ;D
Liczę na co raz większą liczbę komci ;p
Komentujcie ! xd
Pozdrawiam, Carolciaaakkk ;D

środa, 2 maja 2012

Rozdział 4

     Po powrocie do domu usiadłam przed kompem. Włączyłam facebook'a i zobaczyłam, że mam 28 nowych powiadomień. Okazało się, że dużo osób napisało na mojej tablicy pełno statusów jak :
,,Dzi*ka!"
,,Puszczalska"
,,Mnie też przeliżesz ?"
Nie mogłam na to wszystko parzeć. Usunęłam wszystkie posty i wyłączyłam stronę. Położyłam się na moim łóżku płacząć. Miałam ochotę na to, aby znowu wrócić do cięcie się. Nie zastanawiałam sie długo, bo już po chwili byłam w łazience i trzymałam w dłoni żyletkę. Tym razem pocięłam dwie ręce, nogi, a także twarz. Nie wiedziałam, co się ze mną stało. Wyglądałam jak po jakimś tragicznym wypadku, lecz nawet to mi nie pomogło. Ubrałam długie spodnie, bluzę i włosy ułożyłam tak, aby zasłaniały twarz. Wzięłam torbę, do której wpakowałam dwa opakowania tabletek na sen, gdzie było po 25 sztuk w jednej paczce. Z lodówki wyciągnęłam litrową butelkę wódki. Do torby włożyłam również laptopa, po czym wybiegłam z domu. Biegłam w stronę szkoły. Było już po 16, więc wiedziałam, że nikogo tam nie zastanę.
    Na miejscu otworzyłam drzwi swoim sposobem, którym była wsówka do włosów i weszłam do środka. Pobiegłam pod moją klasę. Postawiłam laptopa na ławce i połączyłam się z siecią. Stworzłam swój tinychat i opublikowałam link na facebook'u i twitter'ze. Gdy było dużo osób wyciągnęłam z torby tabletki i alkohol, po czym włączyłam kamerkę. Wiedziałam, że mnie widzą i słyszą, więc zaczęłam mówić :
- Miło wam tak niszczyć osobę, która tak jak wy czasem popełnia błędy ? Miło wam to robić ?! Skoro tak, to zobaczymy jak zareagujecie na to - wysypałam na rękę kilkanaście tabletek i otworzyłam butelkę wódki. - To dla Kamila, Bartka, Eweliny i Zuzki... Za zniszczenie mi życia - połknęłam tabletki. - Dla moich rodziców, za ciągłe kłótnie i rozwód i brak zainteresowania mną - zrobiłam to, co wcześniej. - Dla wszystkich nauczycieli, za to, że nie reagowali na to, jak inni mnie traktują... Dla Kuby, za odstraszanie mnie od siebie. Dla wszystkich innych... Za wyśmiewanie mnie i ciągłe dokuczanie - połknęłam wszystkie tabletki i ogromnymi łykami kończyłam pić wódkę. Po chwili ściągnęłam bluzę.
- To wszystko przez was... - pokazałam do kamery rany. Nagle poczułam ogromny ból w okolicach serca. Czy to był koniec ? Koniec mojego pieprzonego życia ? Tak... Na reszcie stało się to, o czym marzyłam, na co tak długo czekałam. Jeszcze tylko popatrzyłam na komentarze takie jak :
,,Przepraszam"
,, Nie rób tego "
Było już za późno na przeprosiny. Miałam je i tak w dupie.
* Z punktu widzenia Mileny *
     Siedziałam przed komputerem i płakałam. Jak ona mogła to zrobić ? Nie wierzyłam w to... Miałam nadzieję, że to tylko jakiś koszmar. Nie wiedziałam co mam robić. Szybko wstałam i wybiegłam z domu. Gnałam prosto do szkoły.
     Gdy byłam na miejscu próbowałam wejść do środka, lecz wszystkie drzwi były zamkniete. Nie panowałam nad sobą. Chciałam wtedy tylko być przy mojej przyjaciółce. Wybiłam okno. Miałam rozciętą rękę, lecz nwet to mnie nie powstrzymało. Pobiegłam w miejsce z którego Daga nagrywała to okropne wideo. Leżała na podłodze. Szybko zadzwoniłam po pogotowie błagając o pomoc. Chciałam, aby Dagmara teraz rozmawiała ze mną, aby uśmiechnęła się chociaż raz. Chciałam, żeby dała mi jakiś zak, że to nie koniec, że ona to przeżyje, że będzie zdrowa, że nikt, ani nic nie zdoła jej zniszczyć. W pewnym momencie usłyszałam kroki na schodach. Po chwili moją przyjaciółką zajmowali się lekarze. Jakaś pani powiedziała, żebym zeszła z nią na dół i na to nie patrzyła. Nie chciałam z tamtąd odchodzić, lecz zmuszono mnie siłą. Siedziałam na szkolnej ławce i płakałam. Obca mi kobieta mocno mnie przytulała.
* Z punktu widzenia Zuzanny *
     Co ja narobiłam ?! To wszystko moja wina ! Gdyby nie zamarzyło mi się zadawanie z tymi pieprzonymi osobami, to nic takiego by się nie stało. Miałam ochotę zacząć krzyczeć i przeklinać na siebie.
* Z punktu widzenia Gabrieli ( siostry Łukasza )*
     Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Dagmara tak po prostu się zabiła. Gdybym była w Polsce, od razu pobiegłabym tam... Siedziałam załamana w pokoju nie wiedząc co robić, co myśleć. Po chwili doszłam do wniosku, że muszę powiedzieć o tym Łukaszowi. Przecież był jej kumplem z dzieciństwa, musiał o tym wiedzieć.
* Z punktu widzenia Łukasza *
     Siedziałem w salonie czytając jakąś angielską książkę. Nagle weszła, wręcz wbiegła tam Gabi. Po jej minie wywnioskowałem, że coś musiało się stać. Szybko oderwałem wzrok od książki i skupiłem go na mojej siosrze.
- Co jest ? - spytałem na luzie.
- Łukasz... Bo... Dagmara nie żyje - gdy to usłyszałem poczułem okropne ukucie w sercu. Nie mogłem i nie chciałem uwierzyć w słowa wypowiedziane przez moją siostrę. Po chwili dotarło do mnie, co tak na prawdę się stało.
- Nie kłam... - do moich oczu zaczęły napływać łzy.
- Łukasz, wiem, że to dla ciebie trudne, ale... - nie wytrzymałem tego. Wybuchnołem płaczem i krzykiem.
- Nie kłam szmato ! Rozumiesz ?! Nie kłam ! To nie prawda ! Ona ku*wa żyje ! Siedzi w polsce i czeka, aż przyjedziemy ! Czeka, aż mnie zobaczy ! Ona by mi tego nie zrobiła ! Ona ku*wa żyje ! Rozumiesz sy*o ?! Ona ku*wa żyje ! - wybiegłem z domu. Cały czas przeklinałem w myślach. Nie pozwoliłem dopuścić do siebie myśli, że już nigdy nie zobaczę Dagi.
* Z punktu widzenia Adriana *
- Ja pie*dole... - powtarzałem sobie. Czemu nie powiedziałem jej, jak cholernie mi na niej zależy ? Czemu ku*wa tego nie zrobiłem ?! Ona była jedyną osobą, dla której chciało mi się chodzić, do szkoły, dla której chciało mi się żyć. Co dziennie patrzyłem na jej facebook'owy profil, aby zobaczyć co u niej słychać, a teraz ?! Nie wierzę w to co się stało ! Kocham ją ! Kocham ponad wszystko !
* Z punktu widzenia Mileny *
     Nagle zobaczyłam, że po schodach schodzą lekarze z Dagą na noszach. Szybko wstałam i podeszłam do jednego z lekarzy.
- Co z nią ? - płakałam. Mężczyzna wziął głęboki oddech i powiedział :
- Eh... Jak na razie nic nie wiadomo. Żyje, lecz jest w głębokiej śpiączce. Za dużo wzięła tabletek i wypiła wysokoprocentowego napoju. Nie wiemy, czy się wybudzi, ale trzeba myśleć pozytywnie.
- Mogę jechać z wami ? - spytałam. Lekarz przytaknął. Gdy wyszliśmy na zwenątrz był tam pan dyrektor. Ciągle wypytywał co się stało. Jedna z lekarek podeszła do niego i powiedziała :
- Doszło tu do próby samobójczej jednej z uczennic. Na szczęście żyje, lecz zobaczymy co dalej. Jeśli do czterech miesięcy nie wybudzi się ze śpiączki, to niestety, ale będziemy musieli... - niedokończyła. Dyrektor sam domyślił się o co chodzi, ja niestety też.
     Gdy byliśmy w karetce zaczęliśmy szybko jechać w stronę szpitala. Cholernie się bałam o moją przyjaciółkę. Nie chciałam, aby umierałą. Cały czas patrzyłam na jej pociętą twarz. Była pełna smutku i żalu.
     Na miejscu jakaś pielęgniarka poprosiła mnie o numer teleofnu rodziców Dagmary. Szybko jej podałam. Usiadłam na jakimś krześle. Moją twarz skryłam w dłoniach. Zaczęłam wspominać wszystkie miłe chwile, które przeżyłam z Dagmarą, Kornelią, Sebastianem i Damianem. Wtedy żyłam tylko tamtymi chwilami. Z moich marzeń wyrwała mnie szarpiąca mną mama Dagi. Była cała roztrzęsiona. Ciągle pytała co z jej córką, lecz ja nie kontaktowałam. Czułam się jak bym byłą pijana, a do tego naćpana. Nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie, nawet na to ile jest 2+2. A przecież każdy wie, że to 8... No ok, to taki nieudany żart, ale nie na miejscu...
- Milenka ! Co z nią ?! - rozpaczliwie krzyczała i płakała mama mojej przyjaciółki.
- Ja... Ja nie wiem - rozryczałam się ponownie. Ukryłam twarz w dłoniach. Po krótkiej chili poczułam, ze ktoś mnie obejmuje. W mojej głowie pojawiła się cicha nadzieja, że może to być Daga, więc szybko podniosłam głowę. Zawiodłam się. Był to Adrian, który również był zalany łzami.
- Odejdź ode mnie... To wszystko przez twoich głupich kumpli, a ty jesteś taki sam jak oni - powiedziałam do niego z zaciśniętymi zębami.
- Nie, nie jestem taki jak oni. Ja ją kocham... Kocham Dagmarę i chcę być teraz przy niej i jej najbliższych... Kocham ją, rozumiesz ? - po jego lekko różowawych policzkach spływały łza, za łzą.
- Wiesz co ? Śmieszny jesteś... Odejdź stąd ! - ostatnie dwa słowa wręcz wykrzyczałam. Chłopak zaczął odchodzić. Po chwili odwrócił się i cicho powiedział :
- Kocham ją...
Sama nie wiedziałam co mam o tym i o nim myśleć. W sumie to w tamtym momencie mało myślałam. Nawet nie wiedziałam kim jestem.
     Po pół godziny lekarz powiedział, że zrobili jej płukanie żołądka, co niby miało pomóc. Dziewczyna jednak nadal nie dawała znaku życia... Wiecie, za co ja miałam ochotę się udusić ? Za to, że nie powiedziałam nikomu o tym, że Dagmara się cięła i miała myśli samobójcze. Przecież to było jasne, że w końcu stanie się coś złego. W tamtym momencie miałam ochotę zrobić to samo co moja przyjaciółka.
     Nagle podszedł do mnie tata Dagi.
- Idź do domu, odpocznij. Obiecuję, że jak coś będzie się działo, to od razu cię poinformuję - powiedział mężczyzna. Zgodziłam się. Używając ostatnich sił wstałam. Po chwili byłam już na zewnątrz. Moją twarz zaczęło otulać ciepłe, przyjemne powietrze. Mimo tak wspaniałej pogody nadal bardzo chciało mi się płakać. Sama się sobie nie dziwiłam. W końcu moja przyjaciółka prawie się zabiła i nie wiadomo, czy się kiedykolwiek wybudzi. Moje myśli tylko mnie bardziej dobijały.
     Doszłam do domu. Mamy nie było, gdyż jak to ona pewnie była na jakimś pokazie mody za granicą. A tata ? Jak zawsze wolał całodobową pracę. Weszłam do domu. Klucze rzuciłam na kuchenny blat, a sama udałam się do mojego pokoju. Od razu włączyłam laptopa i weszłam na fejsa. Na profilu Dagmary ludzie dawali pełno zniczy. Cholernie mnie do zdenerwowało. Postanowiłam dodać na jej tablicę post, który miał uświadomić o czymś wszystkich.
" CZY WAS POJ**AŁO ?! DAGMARA ŻYJE, WIĘC SKĄD TE WSZYSTKIE ZNICZE ?! A TAK PO ZA TYM, TO WASZA WINA, ŻE ONA CHCIAŁA POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO. UWZIELIŚCIE SIĘ NA NIEJ JAK NA JAKIEJŚ SZMACIE, KTÓRĄ UMYLIŚCIE PODŁOGĘ I CHCIELIŚCIE WYCISNĄĆ Z NIEJ RESZTKI BRUDNEJ WODY. POSTAWCIE SIĘ NA JEJ MIEJSCU ! CO BY ZROBIŁ KAŻDY Z WAS, GDYBY BYŁ POŚMIEWISKIEM CAŁEJ SZKOŁY I NIE TYLKO.  PEWNIE TO SAMO ! DLACZEGO TEŻ NIE DALISCIE JEJ SPOKOJU ? TAK PO PROSTU UWZIELIŚCIE SIĘ NA NIEJ BO BARTEK, KAMIL, EWELINA I ZUZKA TAK CHCIELI. ONI SĄ NIBY TACY WSPANIALI I POPULARNI, ALE DLACZEGO ? BO TRAKTUJĄ LUDZI JAK SZMATY I SWOICH SŁUŻĄCYCH ? PROSZĘ WAS ! PRZEJŻYJCIE NA OCZY I NIE DAJCIE SIĘ POMIATAĆ TYM POJ**AŃCOM. NIE WSTAWIAJCIE WIĘCEJ ZNICZY NA TĘ TABLICĘ, PONIEWAŻ DAGMARA ŻYJE. NIE KONTAKTUJE SIĘ ZE ŚWIATEM, ALE ŻYJE I WIERZĘ, ŻE SIĘ OBUDZI. JEŚLI NIE TO... SAMI WIECIE CO BĘDĄ ZMUSZENI ZROBIĆ LEKARZE, JEŚLI SAMA SIĘ NIE OBUDZI... PROSZĘ WAS, BĄDŹCIE Z NIĄ, TRZYMAJCIE ZA NIĄ KCIUKI I ŻYCZCIE SZCZĘŚCIA, BO TYLKO TYLE TERAZ MOŻECIE ZROBIĆ. PISZCIE MIŁE RZECZY, ŻEBY DAGMARA WIDZIAŁA, ŻE MA WSPARCIE I, ŻE NA PRAWDĘ ŻAŁUJECIE TEGO, ŻE JĄ TAK TRAKTOWALIŚCIE."
Sama nie wiem skąd nagle we mnie tyle słów się zebrało. W końcu wszyscy zobaczyli, co czuję. Zawsze kryłam to w sobie, ale musiałam wydobyć z siebie te słowa... Dla Dagmary.
     Minął cały czerwiec, potem lipiec i sierpień, aż przyszedł początek września. Na facebook'owej tablicy Dagmary ciągle przybywało statusów o treści :
" Wracaj do zdrowia "
"Tęsknimy za tobą"
"Przepraszam za wszystko, proszę, wróć... "
Statusów nie było końca, wszystkie pozytywne, lecz Dagmara nie dawała znaku życia. Całe wakacje przesiedziałam w jej sali szpitalnej. Lekarze powiedzieli, że dają jej czas tylko do 23 września. Nie było dużo czasu... Codziennie modliłam się po kilka razy dziennie o to, aby Bóg dał jej drugą szansę, aby mogła wykorzystać i przeżyć, to co czekało ją w przyszłości. Każdego dnia udawałam, że jestem twarda, udawałam, że jestem pewna, że Ona się obudzi, lecz każdego kolejnego dnia moja wiara w to była co raz mniejsza. Każdego wieczoru wylewałam z siebie wszystki smutki w postaci łez i wyrywania włosów z głowy. Co do Adriana... Zrozumiałam, że on jest inny niż Kuba itd. Codziennie przychodził do szpitala i siedział koło łóżka Dagmary po kilka godzin płacząc i klnąc na siebie. Widziałam, że cholernie mu na niej zależy.
     Był to 18 września. Siedziałam nieprzytomna na lekcji angielskiego, gdy nagle poczułam jednorazową wibrację w mojej kieszeni. Szybko wyciągnęłam telefon i odebrałam sms od nieznajomego numeru.
" Dagmara się obudziła ! "
Gdy odczytałam wiadomość wstałam na równe nogi i nic nie mówiąc wybiegłam z klasy. Pobiegłam od razu do szpitala. W sali, w której leżała dziewczyna byli jej rodzice i dwie pielęgniarki. Wbiegłam do pomieszczenia i od razu rzuciłam się na szyję mojej przyjaciółki. W końcu poczułam jej uścisk. Nagle szepnęła mi do ucha :
- Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Ważne, że jesteś - powiedziałam dalej ją przytulając. Ani na chwilę nie pomyślałam o tym, aby przestać.
- Dobra, dobra, bo zaraz ją udusisz - powiedziała radosna pielęgniarka, a ja odsunęłam się od przyjaciółki. Patrzyłam cały czas na jej twarz, na której nie było już ran, lecz blizny tak. Dziewczyna nie wyglądała na bardzo radosną. Wiedziałam, że martwiła się tym, jak ludzie będą reagowali na nią, na to, że chciała popełnić samobójstwo.
     Po krótkiej chwili dołączyła do nas pani psycholog. Weszła do sali i poprosiła nas, abyśmy na chwilę wyszli. Wszyscy od razu się zgodzili. Gdy byliśmy na korytarzu wysłałam sms do Adriana informując go o tym co się wydarzyło.
*Z punktu widzenia Dagmary*
    Wszyscy wyszli, a ja zostałam sama w sali z jakąś panią. Była ona wysoką blondynką o miłym wyrazie twarzy. Na nosie nosiła okulary. Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Witam cię słoneczko. Nazywam się Anna Zawadzka i jestem psychologiem. Mogłabym z tobą chwilkę porozmawiać ? - zapytała. No tak... Zaczęło się. Teraz będę traktowana jak jakaś psychiczna kretynka... Zaraz, zaraz. Ja przecież taka byłam. No bo przecież kto normalny popełnia samobójstwo. Ugh...
- Czemu to się nie udało ?! Mogłam już dawno nie żyć... A teraz będę traktowana jak psychicznie chora - rozpłakałam się.
- Dagmaro, nie jesteś psychicznie chora. Po prostu myślałam, że chciałabyś z kimś porozmawiać - powiedziała siadając na krześle obok łóżka.
- Ale ja nie chcę rozmawiać. Sama sobie poradzę. Nie mam dwuch latek - podniosłam ton.
- Dobrze, ale jeśli jednak byś chciała porozmawiać, to zostawię ci mój numer telefonu i adres - uśmiechnęła się wyciągając z małej torebki swoją wizytówkę. Położyła ją na małej półeczce i wyszła. Położyłam się... Podniosłam lewą rękę i na nią spojrzałam. Była cała w bliznach. Niektóre mało widoczne, a inne bardzo. Na szczęście blizny były widoczne tylko na nadgarstku, ponieważ tam dosyć często wykonywałam cięcia. Szczerze mówiąc, to żałowałam tego wszystkiego co zrobiłam. Teraz nie będę mogła normalnie żyć, bo jak tylko ktoś zobaczy blizny, to będzie zadawał dużo pytań, na które będzie mi bardzo ciężko odpowiedzieć. Ułożyłam rękę na kołdrze i zaczęłam rozglądać się dookoła siebie. Wszystko było białe jak w jakimś szpitalu... Zaraz... Chwileczkę. Dziewczyno, przecież ty jesteś w szpitalu... Uderzyłam się w czoło i spojrzałam przez okno, kóre wpuszczało do sali ciepłe promienie słońca. Bardzo mnie ciekawiło, jaki jest miesiąc, który dzień w kalendarzu i jaki dzień tygodnia.
     Po jakimś czasie do mojej sali weszła mama z babcią i dziadkiem. Powiedzieli, że lekarz się zgodził na moje wyjście, bo uznał, że lepiej mi będzie w domu. Okazało się, że teraz będę mieszkała u babci i dziadka z mamą, a nie z tatą. Nie chcieli mi powiedzieć skąd ta nagła zmiana, ale jakoś nie ciekawiło mnie to. Szybko się przebrałam w komplet ubrań wybranych przez moją mamę i wyszliśmy ze szpitala. Świeże powietrze sprawiło, że poczułam się troszeczkę lepiej. W samochodzie dowiedziałam się, że był już 18 wrzesień. Byłam w śpiączce aż 4 miesiące ! Było to dla mnie ogromnym szokiem. Miałam wrażenie, że przez najbliższe kilka miesięcy nie będę musiała spać.
     Gdy dojechaliśmy do domu moje wszystkie rzeczy były poukładane w jednym z pokoi. Zamknęłam drzwi na klamkę i usiadłam na łóżku z laptopem. Włączyłam go i od razu uruchomiło się GG. Miałam wrażenie, jakby wszyscy przed swoimi komputerami mówili :
- Nie wierzę, ona się obudziła i już jest na GG.
Tak ludziska... Musicie się znowu do mnie przyzwyczajać !
Po chwili weszłam na facebook'a. Przeżyłam szok ! 362 powiadomienia. Wszystkie o tym, że ktoś napisał na mojej tablicy, albo oznaczył mnie w poście, lub zaprosił do aplikacji 'Mój kalendarz' co bardzo mnie wkurzało. Szybko zaczęłam przeglądać posty, które inni dawali mi na tablicy. Mówiąc szczerze, to bardzo się wzruszyłam. Bardzo poruszyło mnie to, że ludzie przepraszali mnie, mówili, że są ze mną w tych ciężkich chwilach, albo po prostu żałują wszystkiego co zrobili źle wobec mnie. Nie chciałam jednak im odpisywać. Miałam w sobie jakiś lęk... Nie do końca wiedziałam czego się bałam.
     Był już wieczór. Cały dzień spędziłam przed komputerem. Nagle natrafiłam na link z YouTube. Weszłam na niego. Był tam tytuł " Tak się dzieje, gdy się innych źle traktuje ". Nie musiałam dawać "play" bo samo się włączyło. Na filmiku byłam ja z pociętą twarzą. Mówiłam jak to bardzo wszystkich nienawidzę i połykałam tabletkę za tabletką. Rozpłakałam się. Chciałam cofnąć czas i sprawić, aby to się nie wydarzyło. Ten filmik był sławny na całym świecie. Miał tylko 923 wyświetlenia, ale to i tak za dużo. Szybko zgłosiłam nadużycie i otarłam łzy powtarzając, że będzie dobrze. Gdy trochę się ogarnęłam wyszłam z pokoju i pognałam do kuchni bo zrobiłam się strasznie głodna. Wzięłam jakieś jabłko i chciałam je pokroić, lecz nigdzie nie było żadnego noża.
- Mamo - zawołałam.
- Tak ? - usłyszałam głos dobiegający z salonu. Po chwili mama już była w kuchni.
- Gdzie jest jakiś nóż ? - zapytałam, a mama zrobiła przerażone oczy.
- A po co ci ? - spytała i zobaczyłam, że spojrzała na moje nadgarstki.
- Ja pie*dole... To teraz tak ciągle będziesz myślała jak będę chciała jabłko pokroić - oburzyłam się.
- Nie, nie... Ja tylko - próbowała się jakoś wykręcić.
- Daruj sobie - położyłam gdzieś owoc i poszłam do swojego pokoju. Byłam cholernie zła. Czułam jak wszystko się we mnie gotuje. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Miałam lęk wysokości, lecz akurat znajdowałam się na parterze, więc spoko. Zaczęłam głęboko oddychać próbując powstrzymać łzy. W tym samym momencie do pokoju weszła mama. Znowu widziałam przerażenie w jej oczach.
- Nie, nie chcę wyskoczyć i się zabić - powiedziałam zła.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło - zaśmiała się. Podeszła do mnie i pogłaskała po policzku. Zobaczyłam, że w jej oczach pojawiły się łzy.
- Wiesz jak bardzo się martwiliśmy - spojrzała mi w oczy. Miałam ochotę również się rozpłakać, lecz nie lubiłam tego robić przy kimś... No cóż. Nie zawsze to się udaje.
- Przepraszam - po moim policzku zaczęły spływać mokre krople. Było mi cholernie głupio, że to zrobiłam. Mogłam przecież z kimś pogadać, zwierzyć się komuś z problemów, a nie od razu próbować się zabić. Przecież ci wszyscy ludzie tak strasznie się o mnie martwili...




Wyszedł taki krótki, a tak długo go pisałam :(
Mam nadzieję, że to wszystko się podoba, bo strasznie się nad tym męczyłam ;D
Pozdrawiam WSZYSTKICH czytelników ;*<333
Komentujcie ;D
Carolciaaakkk x